Święto Kadzi - październikowa uroczystość obchodzona w Księstwie Toussaint.
Dane z książek Sapkowskiego[]
Dziedziniec rozbrzmiewał gwarem i fenetycznym piskiem piszczałek, dziką muzyką fletni, zajadłym brzękiem tamburynów. Dookoła ustawionej na podwyższeniu kadzi pląsali i fikali kozły wystrojeni w wieńce skomorochwie i akrobaci. Dziedziniec i krużganki pełne były ludzi - rycerzy, dam, dworaków, bogato odzianych mieszczan.
Szambelan Sebastian Le Goff wzniósł w górę przybraną winoroślą laskę, trzykrotnie stuknął nią o podest.
- Ho, ho! - krzyknął. - Szlachetne panie, panowie i rycerze!
- Ho, ho! - odpowiedział tłum.
- Ho, ho! Oto prastary obyczaj! Niech się darzy winne grono! Ho, ho! Niech dojrzewa w słońcu!
- Ho, ho! Niechaj dojrzewa!
- Ho, ho! Niechaj zgniecione fermentuje! Niechaj nabiera mocy i smaku w beczkach! Niechaj smacznie płynie do pucharów i idzie do głów, na chwałę majestatu, pięknych pań, szlachetnych rycerzy i robotników winnic!
- Ho, ho! Niechaj fermentuje!
- Niechaj wystąpią Piękne!
Z adamaszkowych namiotów po przeciwległych stronach dziedzińca wyłoniły się dwie kobiety - księżna Anna Henrietta i jej czarnowłosa towarzyszka. Obie były szczelnie owinięte w szkarłatne płaszcze.
- Ho, ho! - szambelan uderzył laską. - Niechaj wystąpią Młodzi!
"Młodzi" byli pouczeni, wiedzieli, co mają czynić. Jaskier podszedł do księżnej, Geralt do czarnowłosej. Którą, jak już wiedział, zwano czcigodną Fringillą Vigo.
Obie kobiety jednocześnie odrzuciły płaszcze, a tłum zahuczał gromką owacją. Geralt przełknął ślinę.
Kobiety miały na sobie białe, cieniutkie jak pajęczynka, nie sięgające nawet bioder koszulki na ramiączkach. I ciasno opięte majtki z falbankami. I nic więcej. Nawet biżuterii. Były również bose.
Geralt wziął Fringillę na ręce, a ona dość ochoczo objęła go za szyję. Pachniała nieuchwytnie ambrą i różami. I kobiecością. Była ciepła, a ciepło to przenikało jak grot. Była miękka, a miękkość ta parzyła i drażniła palce.
Donieśli je do kadzi, Geralt Fringillę, Jaskier księżną, pomogli im wejść na uginające się i tryskające sokiem winne grona. Tłum ryknął.
- Ho, ho!
Księżna i Fringilla położyły sobie dłonie na ramionach, dzięki wzajemnemu oparciu łatwiej utrzymując równowagę na gronach, w które zapadały się aż po kolana. Moszcz strzykał i pryskał. Kobiety, obracając się, deptały winne kiście, chichocząc jak podlotki. Fringilla całkiem nieprotokolarnie puściła do wiedźmina oko.
- Ho, ho! - krzyczał tłum. - Ho, ho! Niechaj fermentuje!
Miażdżone grona bryzgały sokiem, mętny moszcz bulgotał i pienił się obficie wokół kolan deptaczek.
Szambelan uderzył laską o deski podestu. Geralt i Jaskier przystąpili, pomogli kobietom wyjść z kadzi. Geralt widział, jak brana na ręce Anarietta ukąsiła Jaskra w ucho, a oczy błyszczały jej niebezpiecznie. Jemu samemu zdawało się, że wargi Fringilli musnęły mu policzek, ale głowy by nie dał, z rozmysłem czy przypadkiem. Moszcz winny pachniał silnie, uderzał do głowy.
Postawił Fringillę na podeście, owinął szkarłatnym płaszczem. Fringilla szybko i mocno uścisnęła jego dłoń.
- Te starodawne tradycje - szepnęła - potrafią być podniecające. Prawda?
- Prawda.
- Dziękuję ci, wiedźminie.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Nie cała. Zapewniam cię, że nie cała.
— Pani Jeziora, str. 70-72